do zarosla przez ruiny polchemu i slabiutkim tempem niebieskim szlakiem do zarosla. stamtad do lazyna i przez bierzglowo do lubianki. dalej leniwie do torunia. jakos tak mi sie nie chcialo i nie mialem sily. w rozankowie wyprzedzil mnie jakis szosowiec i na zjezdzie odsadzil o jakies 200 metrow. postanowilem jesli nie dogonic to chociaz nie dac sie zgubic. i trzymalem sie za nim do torunia te 200 m za nim ten odcinek pokonujac pewnie ze srednia 28-30 km/h.
lysemu sie nie chcialo wiec jechalem sam. szlakiem przyjazni, czyli przez gorsk, skludzewo, ostromecko do galerii pomorskiej w bydgoszczy. jakos ciezko sie jezdzi po bydgoszczy wiec nie chcialo mi sie dalej przepychac. bardzo malo sciezek rowerowych. w powrotnej stronie w boluminie skrecilem na dabrowe chelminska zeby sobie nabic 10 dodatkowych kilometrow. oczywiscie w powrotnej drodze musialo zaczac padac.
papowo, lipniczki, gostkowo, turzno, kamionki (niezly dzwon ktos na slupie zaliczyl sportowym czerwonym samochodem, ilosc trupow na oko co najmniej jeden, pewnie jechali sie lansowac do kamionek...). Na drodze do Wielkiego Rychnowa spotkalem jakiegos goscia, ktory po wyprzedzeniu uparcie siedzial mi na kole, nazwijmy go panem Mietkiem. Pan Mietek zaproponowal wspolna wycieczke, wiec pojechalismy razem. Najpierw do Rynska, potem do Przydworza, gdzie pan Mietek koniecznie chcial wziac kajak na godzine, ale na szczescie pojechalismy dalej do Wabrzezna i tu pierwsza burza przeczekana na stacji benzynowej. Deszcz leje, a pan Mietek nalega na dalsza podroz.W koncu ruszylismy do Kowalewa. W Zieleni(u) zlapala nas porzadna burza. Rowery wiatr spychal do rowu, sciana wody skutecznie ograniczala widocznosc. W koncu stanelismy pod jakims drzewem, gdzie pan Mietek 1. twierdzil, ze do Kowalewa nie ma zadnego przystanku, na ktorym mozna sie schowac oraz 2. mowil: "Chodz jedziemy" chociaz wcale nie przestawalo lac. Okazalo sie, ze 1. wiata przystanku byla 50 m od krzakwo, w ktorych sie schowalismy, 2. burza byla naprawde porzadna, czego dowodem byly lezace na ulicy galezie grubosci uda, wiec dobrze, ze nie pojechalismy. W koncu dojechalismy do Kowalewa, stamtad do Szewy, Mlynca, Jedwabna, Lubicza Dolnego. Stamtad pan Mietek pojechal do domu do Lubicza Gornego, a ja powleklem sie do domu. Gdyby nie pan Mieciu nie walnalbym tej setki. W grupie razniej i latwiej. Poza tym facet zna kazda wiejska drozke w promieniu 50 km. Fajnie bylo.